Kawa po turecku, czyli tzw. plujka bardzo znana jest na Bałkanach. To od niej rozpoczyna się dzień. Czarna, gorzka, mocna od razu stawia na nogi. W Grecji nazywana kawą grecką, w Serbii serbską, a w Macedonii macedońską, ale chodzi o kawę po turecku.
Macedończycy uwielbiają kawę w każdej postaci. Piją ją od rana aż do nocy. Wracając nawet z imprez czy wesela muszą koniecznie przed powrotem do domu zajechać na stację benzynową, aby napić się kawy. Godzina 2 – 3 w nocy nie jest przeszkodą. Problemu ze snem ponoć też nie mają. Starsze panie przy dłuższych rozmowach wróżą sobie z fusów. Jeszcze kilka lat temu poproszenie o herbatę uznawane było za objaw przeziębienia. Macedończycy teraz już sami otwierają się powoli na herbatę zimową porą, szczególnie z ziół zebranych podczas pieszych wędrówek po górach (np. tymianek).
W Polsce kawę po turecku młodzi piją niechętnie, to raczej kawa dla osób starszych. Osobiście też jej nie lubiłam, ale gdy spróbowałam jej w Macedonii to zmieniłam zdanie. Sekret jej smaku tkwi w sposobie parzenia.
W Polsce wygląda to tak: wsypujemy kawę do szklanki, wstawiamy wodę i wrzącą wodą zalewamy kawę. A tutaj robi się odwrotnie. Do rondelka wlewa się zimnej wody, stawia na gazie, dodaje się kawę i powoli gotuje. Gdy kawa zacznie się unosić to ściąga się giezwę (malutki rondelek) z palnika i gotowe.
Taki palnik można kupić sobie będąc w Macedonii. Kosztuje 200 denarów, czyli około 14 zł. Gaz kosztuje 30 den i starcza na długo. Palnik można zabierać ze sobą na działkę czy pikniki.
Polecam spróbować zaparzyć w ten sposób kawę po turecku. Może odczaruje to trochę naszą plujkę? 🙂